Jestem artystyczną Duszą, artystką intuicyjną. Tworzę zdjęcia energetyczne, medytacyjne i transformujące. Jestem współzałożycielką i współtwórcą Morza Aniołów i każdego dnia dzielę się pięknem.

Morze Aniołów to piękna inicjatywa społeczna, która zrodziła się z naszych niezwykłych historii i marzeń na plaży w Sopocie podczas wspólnych wejść do zimnego morza o wschodzie słońca. Jest spełnioną intencją moją i Julii Łaszkiewicz, którą wypowiedziałyśmy na głos w tym samym momencie. 

Morze Aniołów tworzą ludzie, którzy mają podobne wartości i chcą razem tworzyć nowy,wolny i lepszy świat.

“Anioły są wśród nas. Nigdy nie wiesz kto dla Ciebie stanie się aniołem a dla kogo staniesz się nim Ty”. Taka była moja droga, na której w najtrudniejszych momentach pojawiały się moje Anioły: Ewelina, Stępnicka, Rafał Czajka, Julia Łaszkiewicz, Maka Łaszkiewicz a w końcu całe Morze Aniołów.

 Od prawie trzech lat codziennie, praktykuję powitanie dnia wschodem słońca, który uwieczniam na zdjęciach. Te zdjęcia są artystyczną kreacją mojej Duszy. Od 3 listopada 2019 roku codziennie o wschodzie wchodzę do zimnego Bałtyku i fotografuję nasze morze i ludzi, którzy się w nim zanurzają. Od 15 października pływam w zimnym morzu a w styczniu 2021 wystartuję po raz pierwszy w swoim życiu w zawodach GWSC. 

Morze Aniołów Magiczne 1000 2

1.000 wschodów słońca. Nie było takiego planu. To naprawdę zaczęło się od jednego zalecenia Eweliny Stępnickiej: “Idź na spacer nad morze i zrób mi zdjęcie telefonem, że na nim byłaś ! Codziennie !!!”

Od dziecka wiedziałam, że jestem artystyczną Duszą. Ewelina jest “matką chrzestną” mojej artystycznej drogi i moim Aniołem. Dzięki niej odkryłam, że jestem artystką a Droga Artysty jest moją drogą. Jestem Cud Artystką, pasjonatką, amatorką, która uczy się i tworzy poprzez doświadczenie. Mój największy dar to pasja i dar niekompetencji. Nie wiedząc, że czegoś nie można zrobić lub, że się nie da, ja to robię.

Odkąd pamiętam, zawsze chciałam wiedzieć po co tu jestem i jaki sens ma moje życie. To była długa droga poprzez zapomnienie i zagubienie siebie. W najtrudniejszym czasie, kiedy polityka zniszczyła cały dorobek życia mojego męża, wyznałam, że nie mam już siły i chcę zmienić swoje życie. I Wszechświat odpowiedział i postawił na mojej drodze moje anioły. Wszystko zorganizował i o wszystko zadbał, choć świadomie sama nigdy bym nie wybrała takiego rozwiązania.

Punktem zwrotnym były ostatnie greckie wakacje w 2017 roku z moim mężem i córkami. Tam zobaczyłam zdjęcie przepięknej dziewczyny, która maluje serce na plaży. Poruszyło ono moją Duszę. Jedna fotografia, jedno słowo czy historia, mogą odmienić nasze życie. Inspiracja ma w sobie ogromną moc transformacji. Ewelina Stępnicka przybyła do mojego życia z ideą „Jesteś cudem”. „Jesteś cudem do odkrycia, a nie problemem do naprawienia”. „Życie to odkrywanie, a nie naprawianie”. Poszłam na jej pierwszy kurs online i tak zaczęła się nasza historia, która trwa do dziś. Dzięki kursowi pojawiłam się na fb i w grupie wspierających ludzi, którzy przyszli tam dla siebie i mieli wspólny cel, chcieli żyć szczęśliwie i w zgodzie ze sobą. Odkryłam, że cały mój dotychczasowy rozwój kierowany był lękiem, a nie miłością. Ewelina wzięła mnie za rękę i choć żyła wtedy nad oceanem, na plaży w Portugalii, to przeprowadziła mnie tym kursem na drugą stronę życia. Życia, którego intencją stała się miłość, a przede wszystkim miłość do siebie. Dzięki jej motywacji zaczęłam codziennie chodzić na spacery nad morze i fotografować piękno. Jedna z opowiedzianych przez nią historii o magicznej czwartej godzinie i Stewardzie Wilde szczególnie wpłynęła na moją dalszą drogę. Podjęłam decyzję, że chcę zacząć wstawać wcześnie rano, bo przesypiam połowę swojego dnia i swoje życie. Zaczęłam naprawdę odkrywać siebie, swoją wyjątkową wrażliwość i swoja artystyczną naturę. 11 listopada 2017 roku “przypadkowo” poszłam na wschód słońca, na plażę w Sopocie i zakochałam się w tym widoku, w tym momencie dnia i w jego energii. Coś przebudziło się we mnie. Pół roku jednak potrzebuję na to, aby się zorganizować, i tak 5 lutego 2018 roku podjęłam swoje wyzwanie i wyruszyłam na codzienne wschody słońca. W dniu, kiedy je ukończyłam, Ania Opas nominowała mnie jako pierwszą osobę do swojej akcji na fb #Rusz_się – miesięcznego praktykowania i utrwalania nowych nawyków – i tak chodziłam kolejny miesiąc. Dołączyłam do grupy Rusz się. Zachęcona własną przemianą i wsparciem grupy, podjęłam kolejny miesiąc wyzwania. W kwietniu 2018 roku w końcu wzięłam do ręki aparat cyfrowy Nikon z którym nie rozstaję się do dziś. W miesiącu, w którym odkryłam prawdziwą radość z fotografowania, dostałam w prezencie od natury najpiękniejsze fotograficzne ujęcia i najtragiczniejsze życiowe doświadczenie. Mewa, która łapie słońce, stałą się moją kultową fotografią: sięgając miłością po niemożliwe. Parę dni później, kiedy czuję, że wszystko będzie dobrze, że damy sobie radę, mój mąż doznaje rozległego wylewu krwotocznego do móżdżku i po dwunastu dniach śpiączki, umiera. Zostaje sama z córkami i z tym wszystkim co go zabiło.Tego dnia nie chcę żyć. Nie znam innego życia, byliśmy razem dwadzieścia dwa lata ale nie chcę też umrzeć. Idę na wschód. Tam rozsypuję się na milion kawałków. Pomiędzy czarnym morzem a czarnymi chmurami, w szczelinie nad horyzontem, pojawia się magnetyzujące, czerwone słońce. Wystawiam do niego twarz, czuję, jak przenika przez moje zrozpaczone oczy prosto do serca. Słyszę: „Tak miało być… Zaufaj”. W tym czasie dostaję ogromne wsparciem od całej społeczności Jesteś Cudem. Postanawiam, że przez rok, codziennie, będę witać dzień wschodem słońca. Każdego dnia, przez tych parę chwil gdy fotografuje piękno natury, doświadczam naturalnego, medytacyjnego stanu połączenia z Duszą, z Bogiem i z samą sobą. Każdego dnia słońce mnie uzdrawia, a zachwyt zaczyna powoli wyzwalać we mnie poczucie wewnętrznej radości. Codziennie rano na plaży doświadczam magii życia. W dzień odejścia mojego męża dostaję w obrazie natury możliwości wyboru. Mogę kierować się w stronę ciemności i cierpienia, ale też mogę, pomimo ciemności, podążać w stronę słońca, w stronę światła, w stronę życia.

Wybieram życie i słońce. Słońce to życie. Zaczynam praktykować sungazing (starodawna praktyka uzdrawiająca, polegająca na patrzeniu w słońce) i podczas takiej praktyki w czerwcu 2018 roku jestem świadkiem niezwykłego widowiska. Julia Łaszkiewicz z grupą ludzi przebranych za anioły i diabły o wschodzie słońca wchodzi do morza. W symboliczny sposób żegna swoje zawodowe życie i wita jego nowy etap, a ja to fotografuję. I tak nasze ścieżki życiowe zaczynają się splatać. Spotykamy się jeszcze parę razy w kulminacyjnych momentach naszego życia, aż nasze drogi splatają się na dobre. Odejście mojego męża pokazało mi, jak bardzo jesteśmy ważni i wyjątkowi. Jedyni w swoim rodzaju. Nie ma drugiej takiej istoty jak ty w całym wszechświecie. Nie ma drugiej takiej drogi jak twoja. Nie ma drugich takich samych oczu jak twoje. Bez ciebie nic już nie będzie takie samo. Sam fakt, że tu jesteś, na tej planecie, jest wystarczający, by pokochać siebie. Życie jest jak ocean, który bywa spokojny, ale bywa również bardzo wzburzony. Potrzebujemy nauczyć się w nim pływać i wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni.

Codzienna praktyka wschodów słońca i zachwytu staje się dla mnie sposobem na samouzdrowienie. Intuicyjne celebrowanie piękna, przeprowadza mnie przez to najtrudniejsze życiowe doświadczenie i pozwala rozwinąć twórcze skrzydła. Powstają fotografie artystyczne, energetyczne i transformujące. Powstają kalendarze i wystawy. Formuje się nowa artystyczna droga, która nie jest łatwa, ale miłość do tego, co robię, wynagradza wszystko.

Wyruszam w kolejny rok ze wschodami słońca i codziennym fotografowaniem z wyzwaniem #Rusz_się Light&Soul, podążając za światłem, radością i prowadzeniem Duszy.

Coraz bardziej czuję, że jestem powołana do czegoś większego. Czegoś, co chce się przeze mnie wyrazić i inspirować, a czego nie obejmuję jeszcze umysłem, ale moje serce już wie. Daję się temu prowadzić. Praktycznie dwa lata jestem sama na tej plaży. Nadszedł czas pandemii. Kończę wyzwanie, ale postanawiam nadal codziennie chodzić na wschody słońca. Zaczynają dołączać inni ludzie. Budzi się we mnie ogromny zew wolności. Nigdy wcześniej nie tworzyłam tak dużo. Świadomie wybieram twórcze życie i zaczynam też pisać od serca. Będąc codziennie na wschodzie słońca jestem tam dla siebie, ale jestem też dla innych, a oni są dla mnie. „Photography Love” staje się niezwykłą przestrzenią, a Julia jest jej naturalnym współtwórcą, gdzie każdy ma swoje miejsce i każdy jest zaproszony.

Inspiracja naszych działań rozlewa się po social mediach i po całej przestrzeni. Przychodzi coraz więcej ludzi, którzy chcą doświadczać wschodów słońca, morsowania, resetów i radości i  poczucia przynależności szczególnie w okresie nasilenia pandemii. Tutaj w naturze, w połączeniu z nią, mogą odkrywać swoją prawdziwą naturę, mogą być autentyczni, bez masek. I nie ma znaczenia, co posiadasz i kim byłeś i jesteś. Ważne jest, co chcesz zrobić teraz. Odkrywam, jak bardzo kocham fotografować ludzi i towarzyszyć im podczas ich procesów przemiany. Tu widać, jak bardzo wszyscy potrzebujemy wsparcia, jak to wsparcie dodaje nam siły i jaką ma moc. Niezwykłe historie wydarzają się każdego dnia i nigdy nie wiadomo, jaki będzie wschód, kto na nim będzie i co się wydarzy. Tajemnica życia. Pojawiają się kolejni magiczni ludzie różnych pasji. Ludzie wschodów, którzy w czasach zmian kierują się sercem i współodczuwaniem. Osoby, które chcą i mają odwagę świecić swoim światłem. Chcą cieszyć się życiem i doświadczać wspólnie radości. Pragną współtworzyć lepszy świat, w szacunku do wszystkich istnień, rozumiejąc, że jesteśmy w tym wszyscy razem. Sens istnienia odkrywam w radości istnienia, którą mogę tworzyć i dzielić z innymi. W dzieleniu się pięknem i dobrem. W byciu magią każdego dnia, w byciu świadkiem zmian i narodzin radości innych. Każdy wschód to dar i cud.

Scena z filmu „Miasto aniołów”, która była moim marzeniem, okazuje się też marzeniem Julii i w niezwykły sposób staje się Morzem Aniołów i spełnieniem naszych marzeń. Historia z Julią i proces tworzenia jej książki “Magia Grupy” to kolejna magiczna historia. Powstanie kalendarza Morze Aniołów 2021 i organizacja przez Morze Aniołów mojej wystawy dedykowanej zimnemu morzu i Morzu Aniołów to jedna z piękniejszych artystycznych doświadczeń. 

Zimny Bałtyk stał się dla mnie najlepszym i najskuteczniejszym nauczycielem i wielką artystyczną inspiracją. Pozwolił mi moje niemożliwe uczynić możliwym i cały czas dzięki niem odkrywam moje nieodkryte możliwości.

Zimne morze uczy czucia komfortu w dyskomforcie. Uczy elastyczności i bycia w pełni obecnym w trudnym doświadczeniu. 

Morze Aniołów tworzą cudowni ludzie, których kocham całym sercem. Długo nie widziałam światła choć cały czas podążałam w jego stronę ale teraz przyszedł taki czas, że czuję się jak to nasionko, które po długim czasie przebiło się przez ciemną ziemię i wydostało się na powierzchnię. Jeszcze wieje i leje ale widzę już światło i swoją drogę i mam wokół siebie swoich ludzi.

 Jesteś Cudem, Droga Artysty, Quantum naprawdę działają, jak my działamy. Czasami to trwa ale warto wytrwać. Naprawę warto. Warto STAWIĆ SIĘ DO ŻYCIA dla siebie i dla innych. 

 Zapraszam Was do Sopotu, do naszego morza o wschodzie słońca i do Morza Aniołów do doświadczania. Jesteśmy codziennie przed wschodem na wejściu nr 28. W każdą niedzielę po morsowaniu mamy wspólne śniadanie na plaży i co chwilę organizujmy ciekawe wydarzenia. Każdy może do nas dołączyć.

 A na “co mi dało 1000 wschodów słońca, zimne morze i Morze Aniołów” jako artystce opiszę u siebie na pierwszym wpisie na blogu na mojej stronie www.photographylove.pl tuż przed świętami 🙂 ZaPRASZAM 

 ❤❤❤ UBUNTU i

TINOGONA ❤❤❤

 Joanna S-Grzybowska

fot. Joanna S-Grzybowska

Share This